Przekraczając próg dworu Moniaków, wchodzimy najpierw w ciemną, pokrytą sadzą, kurną izbę, a następnie zaglądamy do świetnicy, której drewniane ściany noszą wyraźne ślady uderzeń ciesielskiego topora, aby za moment zawitać w obszernym, jasnym salonie. Kontrast tych pomieszczeń w pewnym sensie odzwierciedla burzliwe losy tego budynku i jego mieszkańców, którzy w tej orawskiej, podbabiogórskiej miejscowości założyli swą rodową siedzibę. Przez stulecia zmagali się, w jakże trudnych, górskich warunkach, z wszelkiego rodzaju przeciwnościami, a przecież losy tej ziemi były często tragiczne, naznaczone historycznymi i gospodarczymi meandrami, zawieruchami dziejowymi oraz wszelkiego rodzaju epidemiami, morami, często też ubóstwem i głodem, walką o przetrwanie. Owa uformowana przez czas faktura belek, wystrój wnętrz, wszelkiego rodzaju sprzęty, narzędzia codziennego użytku, meble – te surowe, chłopskie i bardziej subtelne, dworskie, budują intrygującą atmosferę, a świadomość, że ten prastary kompleks dworski stoi na swoim miejscu od kilku wieków, przenosi nas myślami w te dawne lata.
Stojąc na glinianym klepisku w cornej izbie możemy wyobrazić sobie ostatnią panią dworu Joannę z Lattyáków Wilczkową, jak krząta się po swoich izbach. Ubrana w szeroką suknię z kokardami, z nałożoną chustą - smatką na głowie, z lekko przygarbioną, ale pełną dostojeństwa, godności i dworskiej wykwintności postawą zarządza, wydając swoim pomocnikom drobne polecenia. Johana, bo tak mówili na nią okoliczni mieszkańcy, miała niełatwe życie, które nie szczędziło jej trudnych i dramatycznych doświadczeń.
Joanna Lattyák,XIX/XX w., fot. Archiwum M-OPEUrodziła się w Zubrzycy Górnej w 1875 roku. Jej mamą była Joanna z Moniaków Lattyákowa, a ojcem Jan Lattyák, prawnik, który pełnił funkcję sędziego okręgowego Królestwa Węgierskiego. Widzimy więc, że ten dwór od początku swego istnienia stanowił ośrodek życia gospodarczego i kulturalnego, nie tylko samej Zubrzycy, ale także całej ówczesnej Orawy. Żanetta, Żanka, tak zwracali się do niej najbliżsi, wyrastała w domu, gdzie rozmowy prowadzone były w kilku językach: węgierskim, niemieckim, słowackim, a także polskim: zapewne w orawskiej gwarze. Ta mozaika językowa, a co za tym idzie obyczajowa odzwierciedlała w pewnym stopniu wielokulturowy charakter tej ziemi.
Johana straciła dwóch mężów. Pierwszy mąż – Józef Cserepy poległ, tak jak ich syn Józko, na froncie I wojny światowej, zaś drugi – Eugeniusz Wilczek również przedwcześnie zmarł. Wydarzenia te bardzo na nią wpłynęły, zmieniły ją, szczególnie nie mogła pogodzić się ze śmiercią najukochańszego synka Józefa. Od tego czasu rodową siedzibę zamieszkiwała sama. Często odwiedzał ją brat Sándor Lattyák, dyplomowany inżynier leśny, starszy radca leśnictwa Królestwa Węgierskiego, który szczególnie w okresie letnim przyjeżdżał z Budapesztu na wypoczynek.
Joanna z Lattyáków Wilczkowa, lata '30 XX w., fot. Archiwum M-OPEWłaśnie w taki, sierpniowy, ciepły dzień w 1937 roku, razem z bratem podpisują dokument darowizny całego zabytkowego obejścia dla państwa polskiego, co stało się zalążkiem naszego skansenu – instytucji, która obecnie funkcjonuje pod nazwą Muzeum – Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy Górnej.
Do końca swojego życia z wielką troską opiekowała się rodzinnym majątkiem. Zmarła samotnie w moniakowym dworze 19 marca 1951 roku w wieku 76 lat. W marcu 2020 r. mija 69 rocznica jej śmierci. Wspomnijmy zatem tę wiele znaczącą dla kultury Orawy postać, przywołajmy obrazy z przeszłości. Jerzy Modziejowski w książce Orawą…Podhalem…Spiszem… pisał tak: …Bodaj latem 1935 roku wracałem z Babiej przez Krowiarki, a że napadł mnie ulewny deszcz, więc schowałem się pod okap gospodarczych zabudowań „Moniakówki”. Po chwili przedstawiłem się zacnej pani Joannie Wilczkowej, właścicielce dworku; poczęstowany garnkiem gorącego mleka, dowiedziałem się z rozmowy, że razem z bratem Aleksandrem Lattyákiem postanowili jako ostatni przedstawiciele dawnego rodu sołtysiego na Orawie ofiarować całe zabytkowe obejście Państwu Polskiemu.
Każdy odwiedzający do dziś dwór Moniaków i spoglądający na sosręb salonie zauważy napis Non domus, sed hospicjum (łac. ‘Nie dom, lecz gościna’) – ta sentencja jest niezwykłym świadectwem gościnności i otwartości mieszkańców tego domostwa, a szczególnie niech przypomina nam o ostatniej spadkobierczyni – pani Joannie z Lattyáków Wilczkowej.
Marcin Kowalczyk